Więcej, przy swoich nazwiskach samozwańczy trenerzy mistrzów dopisują wszelkie słowa w ich rozumieniu atrakcyjnie brzmiące, przy niejasno rozumianych desygnatach tych nazw. Mamy wiec i trenera personalnego, i dietetyka, i trenera mistrzów, i masażystę, i terapeutę, i…..geniusz, po prostu geniusz.
Czy ludzie to kupią? Jasne że tak. Wśród młodych kupujących jest wielu nie doświadczających prawdy kulturystycznych czasów. Takim można wciskać każdą ciemnotę. Oni nie krzykną, jak Legenda Solidarności – „nie pier….ol ciebie nigdzie nie było”.
Teraz bowiem najważniejsze jest nie to, czy coś jest godne sprzedaży, ale to, czy masz cokolwiek do sprzedaży. Handluje się wszystkim: uprawnieniami, tytułami, zdolnościami, kłamstwami, fantazjami, konfabulacjami, schizofrenicznymi marzeniami…..i ludzie to kupują.
Jak weryfikować prawdę o ludzkich karłach? Można czasami najprościej – wklepać nazwisko czy to w google (0 efektu), w Wikipedię (0 efektu), w YT (zero…)…..wtedy wracamy na ziemię, co nie oznacza, że nie ma ludzi, którzy lubią szybować w przestworzach absurdu i kłamstwa i nadal będą wpatrzeni w fantazyjną postać swego quasi-guru.
Więcej, czasami nie ma sensu nawet niczego wklepywać – wystarczy usłyszeć jak taki „trenerski geniusz” buduje zdania, jak pisze z błędami ortograficznym i stylistycznymi, jak jest pusty, prymitywny….prawdziwy Dyzma sportu, w którym nigdy go nie było.
Nie zawsze jednak takie indywiduum trafi na „swojego” hrabiego, który krótkim „ty chamie” pokaże właściwe miejsce naszemu Nikosiowi Dyzmie.
Często Dyzma fotografuje się z mistrzami kulturystyki, często dokleja się do postaci pięknej fitneski, pielęgnując w sobie fałszywe przekonanie, że jak strzeli fotkę z topowymi zawodnikami to wszyscy uznają, że to team „trenera mistrzów”.
Podziwiać należy wielkie czyny, a nie wielkie słowa! Ta nauka starożytnego Demokryta jest jak najbardziej na czasie, bowiem dużo gadać zawsze można, ale za słowami muszą iść dokonania, a tych niestety brak.